Przez 7 lat podróżowania po Europie zwiedziliśmy już ponad 20 krajów a w niektórych gościliśmy nawet kilka razy. Na lato 2008 zaplanowaliśmy wyjazd na inny kontynent. Miała to być podróż do Maroka leżącego w Afryce, ze zwiedzaniem po drodze części Hiszpanii i Portugalii. Co prawda w Hiszpanii już byliśmy w 2003 roku ale była to tylko podróż przez Pireneje do małego państewka Andora. Rok 2008 rozpoczął się dla nas dosyć optymistycznie ponieważ wyjechaliśmy z salonu nowym samochodem. Grande Punto jest wygodniejsze i w dodatku dosyć dobrze wyposażone, łącznie z klimatyzacją która w ciepłych krajach jest wręcz konieczna. Mimo większej przestrzeni i większego bagażnika nie zrezygnowaliśmy z autoboxu bo to wspaniała rzecz która przydaje się na różne drobiazgi. Wycieczka ta ma być jedną z najdłuższych jak do tej pory bo ma liczyć ponad 10 000 km. Nasza dotychczas najdłuższa wycieczka liczyła ponad 6 000 km i była to wyprawa do Francji z 2003 r. A zatem na tą podróż chcieliśmy przeznaczyć trochę więcej czasu. Zaplanowaliśmy że pierwszy tydzień będziemy jechać przez północną Hiszpanię i Portugalię do Giblartaru skąd mamy się przeprawić promem do Afryki. Drugi tydzień spędzimy w Maroku a trzeci pozostanie nam na powrót do domu ze zwiedzaniem po drodze południowej Hiszpanii. Na wycieczkę tą pojechał z nami nasz kolega Paweł a kuzyni w ostatniej chwili zrezygnowali z wyprawy.
Wycieczkę zaplanowaliśmy na początek lata.
Na wycieczkę pojechali :
1 samochód: Krystyna i Marek Jasiewicz , córka Paulinka i kolega Paweł (Pcim).
Poglądowa mapa naszej wycieczki:
1 dzień - 22 czerwiec 2008 roku
Pierwsza część drogi dojazdowej do Hiszpanii.
TRASA: Pcim - Kraków - Katowice - Opole - Wrocław - Zgorzelec (A4) - Drezden (A4) - Chemnitz (A4) - Norymberga (A9) - Karlsruhe (A6) - Freiburg (A5) - Molhouse (A5) - Pod Dijon (A36)
Wyjazd o godz: 4:00. Dojazd na godz: 20:30. Odległość: 1466 km.
Był to pierwszy dzień drogi dojazdowej w stronę Hiszpanii. Wybraliśmy wariant przejazdu przez Niemcy. Przez cały dzień jechaliśmy autostradami. Autostrada Kraków - Katowice płatna natomiast autostrady niemieckie są bezpłatne. Na autostradach francuskich płaci się za przejechany odcinek drogi na bramkach. Na nocleg zatrzymaliśmy się na jednym z parkingów przy autostradzie we Francji i postanowiliśmy rozbić namioty na skrawku zieleni. Parkingi we Francji przy płatnych autostradach są bardzo dobrze wyposażone łącznie z czystymi sanitariatami, placem zabaw dla dzieci i dużą ilością zieleni.
Opłaty: autostrada z Krakowa do Katowic - 13 zł, autostrady francuskie - 18,9 € = 64 zł.
2 dzień - 23 czerwiec 2008 roku
Dojazd do Hiszpanii.
TRASA: Pod Dijon - Chalon (A6) - Digoin - Moulins - Clermont Ferrand (A71) - Brive La Gaillarde - Bordeux (E70) - Bayonne (A63) - San Sebastian (A8)
Wyjazd o godz: 7:00. Dojazd na godz: 19:00. Odległość: 925 km.
Był to drugi dzień trasy dojazdowej do Hiszpanii. Jedynym minusem tej drogi była mała ilość autostrad. Co prawda widoki na pewno ładniejsze niż te które widzimy jadąc autostradami, ale niestety przejazd trwa znacznie dłużej. Po drodze mieliśmy okazję podziwiać małe francuskie miejscowości oraz zamki. Przy jednym z nich nawet zatrzymaliśmy się, ale dużo zamków jest prywatnych więc można je podziwiać tylko z zewnątrz. Przejechaliśmy też przez miasto Bordo ponieważ zawsze objeżdżaliśmy go obwodnicą. Jest to bardzo piękne portowe miasto ale nie planowaliśmy tam dłuższego postoju. Granicę hiszpańską przekroczyliśmy o godz.17:30 bez żadnej kontroli i udaliśmy się do nadmorskiej miejscowości San Sebastian. To bardzo ładne i duże miasto ale mieliśmy problemy ze znalezieniem campingu który według przewodnika miał się znajdować na wzgórzu Monte Igueldo. Początkowo trudno było trafić nad ocean w plątaninie dużej ilości uliczek. Wreszcie się udało i po lewej stronie zatoki zobaczyliśmy wzgórze. Camping znajduje się na samym szczycie około 4 km od zatoki. Miejsce dosyć ładne z piękną panoramą miasta ale niestety jest daleko do plaży. Na nasze nieszczęście po przyjeździe zaczęło padać i przeszła duża burza. Nie tracąc czasu na czekanie aż będzie lepsza pogoda wzięliśmy prysznic i posiedzieliśmy w campingowej restauracji. Kiedy przestało padać rozbiliśmy namioty. Noc była mokra i padał deszcz.
Opłaty: camping Igueldo - 33 € = 112 zł za dwa namioty i 4 osoby.
GPS Camping Igueldo (San Sebastian) N 43 18'17.60" W 02 02'45.50"
3 dzień - 24 czerwiec 2008 roku
Zwiedzanie miejscowości wybrzeża północnej Hiszpanii.
TRASA: San Sebastian - Bilbao - Santander - Coudillero - Gijon - San Martin
Wyjazd o godz: 8:00. Dojazd na godz: 17:30. Odległość: 497 km.
Ranek przywitał nas pochmurną lecz na szczęście bezdeszczową pogodą. Po spakowaniu bagaży zjechaliśmy do miasta i zaparkowaliśmy w jednej z bocznych ulic niedaleko słynnej plaży Concha która jest wizytówką San Sebastian. Po krótkim spacerze wokół zatoki i po miasteczku udaliśmy się w dalszą podróż północnym wybrzeżem Hiszpanii. Cała trasa jest bardzo malownicza bo prowadzi przez góry. Niektóre szczyty jednak były przysłonięte przez mgłę po opadach deszczu, ale te zakątki północnej Hiszpanii są przepiękne. Na chwilę zatrzymaliśmy się w Santander które jest typowym turystycznym nadmorskim miastem z piękną plażą ale nie ma zbyt dużo ciekawych zabytków. Drugi postój zaplanowaliśmy w małej rybackiej wiosce Coudillero wciśniętej pomiędzy dwa klify która słynie z kolorowych domów. Po zwiedzeniu obu miasteczek pojechaliśmy dalej wybrzeżem do miejscowości San Martin. Tam znaleźliśmy camping dosłownie zawieszony nad klifem. Do plaży było około 200 m ale woda niestety była dosyć zimna. Camping bardzo fajny ale ciężko do niego trafić. Co prawda oznaczenia są ale jedzie się do niego polnymi drogami. Wieczorem podziwialiśmy przepiękny zachód słońca.
Opłaty: przejazd autostradą do Bilbao - 7,33 € = 24 zł, camping Tauran Agroturismo - 30 € = 102 zł za dwa namioty i 4 osoby.
GPS Camping Tauran Agroturismo (San Martin) N 43 33'03.80" W 06 33'11.60"
4 dzień - 25 czerwiec 2008 roku
Zwiedzanie sanktuarium Santiago de Compostela oraz przejazd do Portugalii.
TRASA: San Martin - Mondonedo - Vilalba - La Coruna - Carballo - Santiago de Compostela - Pontevedra - Vigo - Tui - Viana do Castelo - (D13) - Vila do Conde - Azurara (Portugalia)
Wyjazd o godz: 8:00. Dojazd na godz: 17:45 / 16:45. Odległość: 523 km.
Planując wycieczkę do Maroka początkowo nie planowaliśmy zwiedzać hiszpańskiego sanktuarium Santiago de Compostela ponieważ tak naprawdę o nim nie słyszeliśmy. Dopiero po przeczytaniu w przewodniku że warto go zwiedzić chcieliśmy tam pojechać. Trasę z naszego campingu do sanktuarium zaplanowaliśmy przejechać bocznymi drogami bo to bardzo piękne okolice. Przy drodze jest dużo znaków informujących nas o tym że to trasa pieszych pielgrzymek do sanktuarium zwana szlakiem św. Jakuba. Do miasta przyjechaliśmy na godz.12:00 i zaparkowaliśmy na płatnym parkingu niedaleko sanktuarium. Nie mieliśmy żadnych trudności z dojazdem bo kościół jest dobrze widoczny z każdego miejsca. Codziennie o godz.12:00 odbywa się uroczysta msza święta w części której mieliśmy okazję uczestniczyć. Największą jej atrakcją jest rozkołysanie kadzielnicy która waży 53 kg i ma 1,5 m wysokości. Do jej rozkołysania potrzeba ośmiu mężczyzn. Ludzi na mszy było bardzo dużo a wrażenia po prostu niezapomniane. Następnie zwiedziliśmy grób św. Jakuba, wnętrze bazyliki oraz spacerowaliśmy dookoła niej. Całe sanktuarium Santiago de Compostela jest przepiękne i robi duże wrażenie. To bardzo stara bazylika w której naprawdę jest co podziwiać. Następnie udaliśmy się w stronę Portugalii a na nocleg zatrzymaliśmy się nad oceanem w małej miejscowości Azurara. Na camping przyjechaliśmy na godz. 17:45 i byliśmy zaskoczeni że tam jest dopiero 16:45. W Portugali jest różnica czasu 1 godziny więc mieliśmy więcej czasu na odpoczynek. Camping położony jest w sosnowym lesie nad oceanem i jest dosyć dobrze wyposażony oraz niezbyt drogi jak na swoje warunki.
Opłaty: autostrady hiszpańskie - 8,6 € = 29 zł, parking Santiago de Compostela - 1,88 € za 1h, camping Arvore (Portugalia) - 28,5 € = 97 zł za dwa namioty i 4 osoby.
5 dzień - 26 czerwiec 2008 roku
Zwiedzanie sanktuarium w Fatimie oraz przejazd nad wybrzeże hiszpańskie.
TRASA : Azurara - Porto - Coimbra (A1) - Fatima - Lisbona (A1) - Faro - Isla Cristina (Hiszpania)
Wyjazd o godz: 9:00. Dojazd na godz: 20:30. Odległość: 706 km.
Z campingu wyjechaliśmy o godz. 9:00 ale jako że w tym dniu planujemy przejazd do Hiszpanii musimy się liczyć ze stratą 1 godziny, więc tak naprawdę jest już godz. 10:00 co dla nas nie jest zbyt dobre. Aby nie tracić czasu pojechaliśmy płatnymi autostradami przez Porto w stronę Lisbony a w planach mieliśmy zwiedzić kolejne sanktuarium. Fatima to mała miejscowość leżąca w Portugalii słynna z tego że trójce dzieci objawiła się Matka Boska. Dojazd jest dosyć prosty bo miasteczko leży niedaleko autostrady a zjazd jest dobrze oznakowany. W mieście jest wiele parkingów płatnych chociaż można również znaleźć bezpłatny. Duży parking znajduje się tuż przy sanktuarium ale wtedy o nim nie wiedzieliśmy (dane podaję poniżej). Sanktuarium jest ładne ale nie robi tak dużego wrażenia jak Santiago de Compostela. To dosyć nowa i skromna budowla chociaż nam się bardzo podobała. Po zwiedzeniu tego co możliwe i zrobieniu kilku zdjęć udaliśmy się w dalszą drogę. Dalszy ciąg trasy wybraliśmy również autostradami bo czasu mieliśmy mało a chcieliśmy się rozbić nad samym morzem. Stolicy Portugalii Lisbony nie planowaliśmy zwiedzać ale przejazd przez miasto był bardzo interesujący, choćby ze względu na piękny most który łączy dwa brzegi morza i liczy na pewno kilka kilometrów. Po przejechaniu Lisbony udaliśmy się na samo południe Portugalii do miejscowości Faro gdzie nad oceanem chcieliśmy poszukać noclegu. W miejscowości tej nie znaleźliśmy campingu więc pojechaliśmy dalej wybrzeżem w stronę granicy hiszpańskiej. Camping udało się dopiero znaleźć po długim szukaniu w Hiszpanii nad morzem w miejscowości Isla Cristina. Dotarliśmy tam na godz. 20:30 i po rozbiciu namiotów poszliśmy jeszcze na plażę która znajduje się około 200 m od campingu a oddziela ją lokalna droga. Camping bardzo ładny, pięknie położony z fajnymi wydmami i dobrze wyposażony.
Opłaty: parking Fatima - 0,60 €, autostrada do Fatimy - 12,20 €, autostrada od Fatimy do Lisbony - 7 €, autostrada z Lisbony do Albufera - 18,4 €, camping Giralda - 38,27 € = 130 zł za dwa namioty i 4 osoby.
GPS Parking sanktuarium Fatima N 39 37'59.10" W 08 40'11.50"
6 dzień - 27 czerwiec 2008 roku
Przeprawa promowa do Maroka w Afryce.
TRASA: Isla Cristina - Sevilla (A49) - Algeciras - Prom do Maroka - Tanger - Grota Herkulesa
Wyjazd o godz: 8:00. Dojazd na godz: 17:30. Odległość: 354 km.
To ważny dzień podczas naszej wyprawy z tego powodu że chcieliśmy przedostać się na inny kontynent. Nie ukrywam że trochę martwiliśmy się jak sobie poradzimy. Jak do tej pory nasz angielski nie był taki zły, więc pewnie nie ma się czego obawiać. Z campingu pojechaliśmy w stronę miejscowości Algeciras skąd planowaliśmy przepłynąć promem do Maroka. Trasa ta liczyła 320 km i o godz. 12:00 byliśmy już w porcie. Miasto jest dosyć duże ale do portu łatwo jest trafić bo kierują nas tablice z napisem Ferry (prom). Promem z Algeciras można popłynąć bezpośrednio do marokańskiego portu Tanger lub do hiszpańskiego miasteczka Ceuta i tam dopiero przekroczyć granicę z Marokiem. Do hiszpańskiej Ceuty nie chcieliśmy się przeprawiać bo mimo że jest to Afryka to jeszcze nie Maroko i w razie jakichkolwiek problemów mogliby nas zawrócić z powrotem a płynąc do Tangeru w Maroku nie ma już odwrotu. Po dotarciu do portu w Algeciras widać ogromne zamieszanie. Przed portem ktoś nas zatrzymał pytając czy mamy bilety na prom. Nie mieliśmy, więc zaproponował nam że zaprowadzi nas do kasy. Trwało to dosyć długo a spacer nie był taki krótki. Zaprowadził nas do jednego z biur podróży a za usługę zażądał 10 €. Wytargowaliśmy na 6 euro i po zakupie biletów wróciliśmy do portu. Ci ludzie to zwykli naciągacze którym dodatkowo prowizję płaci biuro podróży od każdego klienta. Co ciekawe w porcie również można kupić bilety bez żadnego problemu ale o tym nie wiedzieliśmy ponieważ płynąc z Grecji do Włoch w 2004 r. biletów w porcie nie sprzedawano. Bilety od 4 osób i samochodu linią Balearia kosztowały 314 € co w przeliczeniu na jedną osobę wynosi 260 zł. Za bilet można zapłacić kartą płatniczą lub gotówką w euro. To nie jest niska cena ale w szczycie sezonu trudno spodziewać się że będzie taniej, poza tym na samą myśl że będziemy w Afryce kwota ta dla nas nie miała absolutnie żadnego znaczenia. Jeżeli mamy zakupiony bilet to musimy go okazać wraz z paszportami i dokumentami samochodu w okienku kontrolnym. Po sprawdzeniu dokumentów strażnik wkłada je za wycieraczkę samochodu oraz jeszcze dodatkowo kartkę z napisem miejscowości do której płyniemy. Później kierują nas do odpowiedniej kolejki gdzie musimy czekać na prom. W międzyczasie roznoszą do picia gratis wodę mineralną. Po około 40 minutach czekania wjechaliśmy na prom i wyszliśmy na pokład. Tam zaczęło się prawdziwe zamieszanie ponieważ każdy podróżujący musi wypełnić odpowiednie karteczki i podbić je na promie. Są dwa rodzaje karteczek, jedna mała którą musi wypełnić każda z podróżujących osób i druga w trzech egzemplarzach którą wypełnia właściciel samochodu. Na małej karteczce wpisujemy podstawowe dane czyli: imię i nazwisko adres, nr. paszportu i do kiedy jest ważny oraz zawód i kierunek do jakiej miejscowości się udajemy a jeżeli nie wiemy gdzie pojedziemy można wpisać fikcyjną miejscowość. Na drugiej kartce kierowca wpisuje typ i markę samochodu, nr. rejestracyjny i nr. nadwozia oraz swoje dane osobowe. Po wypełnieniu karteczek należy je podbić w informacji promu gdzie wbijają nam do paszportu numer wizowy a następnie musimy jeszcze podbić kartki w biurze ochmistrza promu który zazwyczaj siedzi na pokładzie z laptopem i wprowadza nasze dane. Mamy na to sporo czasu bo prom do Tangeru płynie ponad 2 godziny ale z początku kolejki są dosyć duże i trochę nas odstraszają. Wypełnianie kartek to może problem ale lepsze to niż byśmy mieli załatwiać wizy i za nie płacić. Podróż promem jest pełna wrażeń bo już na nim czuć Afrykę przez osoby które ubrane są w marokańskie stroje. Cieśnina w najęższym miejscu ma zaledwie 14 km ale aż 300 m głebokości i ruchy tektoniczne dlatego na razie w tym miejscu nie powstał most. Po dopłynięciu do portu w Tangerze przechodzimy jeszcze jedną kontrolę paszportową oddając nasze małe karteczki oraz jeden egzemplarz dużej kartki na samochód a drugi zachowujemy i musimy okazać go przy opuszczeniu Maroka. Naszych bagażów nikt nie kontrolował. Tanger jest dużym i dosyć nowoczesnym miastem Marokańskim w którym w zasadzie nie ma nic ciekawego do zwiedzania a słynie głównie z przeprawy promowej. Po przejechaniu miasta udaliśmy się w stronę zachodniego wybrzeża marokańskiego by odpocząć nad oceanem. Na camping przyjechaliśmy na godz. 16:30 / 17:30 czasu marokańskiego. Camping bardzo ładny położony niedaleko od morza a ludzi na nim było niewiele. Oprócz nas były tylko dwa namioty. Po rozbiciu namiotów poszliśmy na plażę aby się trochę odświeżyć i tu zdziwiliśmy się że kobiety kąpią się w sukienkach, spodniach i jeszcze z nakrytymi głowami. Nawet udało mi się zrobić zdjęcie. Takie są obyczaje w Maroku. Po krótkiej kąpieli poszliśmy zwiedzić miejscową atrakcję czyli nadmorską grotę Herkulesa której otwór jest w kształcie kontynentu Afrykańskiego. Grota jest bardzo ładna i jest w niej bardzo przyjemnie ze względu na dużą różnicę temperatur. Miasteczko ładne i godne polecenia ale dla smakoszy alkoholu Maroko nie jest zbyt dobre ze względu na fakt że nie można kupić alkoholu pod żadną postacią.
Opłaty: prom do Maroka - 314 € = 1099 zł (3 osoby dorosłe + dziecko), prowizja za zakup biletu - 6 €, wstęp do grot Herkulesa - 2,5 Dr = 0,77 zł od osoby, camping Achakkar - 135 Dr = 42 zł za dwa namioty i 4 osoby.
GPS Camping Achakkar (Achakkar) N 35 45'33.00" W 05 56'15.00"
7 dzień - 28 czerwiec 2008 roku
Zwiedzanie Fezu, najpiękniejszego miasta Maroka.
TRASA: Grota Herkulesa - Larache - Ksar el Kebir - Stdi Kacem - Fez - Przed Sefrou
Wyjazd o godz: 7:30. Dojazd na godz: 16:45. Odległość: 321 km.
Rano po spakowaniu bagaży udaliśmy się na zwiedzanie jak mówią najpiękniejszego miasta w świecie arabskim, czyli Fezu. Początkowo pojechaliśmy płatną autostradą w kierunku Rabatu a następnie drogą jednopasmową aż do Fezu. To bardzo dobra droga a rejon ten słynie głównie z rolnictwa. Uprawia się tam przeważnie ziemniaki i zboże. Do Fezu przyjechaliśmy na godz. 12:00 i zaparkowaliśmy na parkingu przy wjeździe do starego miasta które chcieliśmy zwiedzić. Bardzo łatwo tam trafić a parking kosztuje 25 Dr = 7,7 zł za cały dzień postoju. Już na parkingu zaproponowano nam przewodnika który nas oprowadzi ale nie skorzystaliśmy. Z parkingu do starego miasta idzie się około 5 minut i tam też jest pełno przewodników którzy za 10 € oprowadzą nas po mieście. Tym razem też nie skorzystaliśmy i udaliśmy się na zwiedzanie miasta samodzielnie. Miasteczko jest bardzo stare i słynie z tysięcy wąskich uliczek które nie mają nazw a główną ich atrakcją jest handel. Na ulicach handluje się dosłownie wszystkim. Prosto z uliczek wchodzi się do meczetów ale są bardzo słabo widoczne ponieważ są osłonięte ze wszystkich stron budynkami. Na uwagę zwraca działająca do dziś garbarnia. Zwiedzanie Fezu utrudniały nam wysokie temperatury. W cieniu było 47 stopni i dosłownie nie było czym oddychać. Po ponad godzinnej wędrówce po Fezie postanowiliśmy wrócić do samochodu. Po zrobieniu jeszcze kilku zdjęć w miejscu skąd widać całe miasto udaliśmy się w stronę miejscowości Sefrou. Camping znajduje się kilka kilometrów za Fezem i jest bardzo ładny. Jest na nim piękny basen oraz restauracja więc popołudnie spędziliśmy na campingu.
Opłaty: autostrada w stronę Fezu - 23 Dr = 7 zł, parking Fez - 25 Dr = 7,7 zł za dzień, camping International - 22 € = 75 zł za dwa namioty i 4 osoby.
GPS Camping International (Fez) N 33 59'59.04" W 04 58'17.04"
8 dzień - 29 czerwiec 2008 roku
Przejazd przez wioski w stronę Marakeszu.
TRASA: Przed Sefrou - Ifrane - Azrou - Khenifra - Beni Mellal - Przed Marakeszem
Wyjazd o godz: 8:00. Dojazd na godz: 19:20. Odległość: 516 km.
Początkowo jechaliśmy bocznymi drogami aby zobaczyć jak żyją ludzie w marokańskich wioskach. To bardzo piękne i dzikie okolice i coraz bardziej byliśmy zadowoleni z tego że jesteśmy w Afryce. Nawet udało nam się zatrzymać i porozmawiać z dziećmi które pilnowały stada kóz. Poczęstowaliśmy ich polskimi cukierkami i ciastkami. Czym bardziej jedziemy na południe to kraj jest coraz biedniejszy. Przed Marakeszem chcieliśmy się rozbić na campingu ale najbliższy był kilka kilometrów za miastem więc postanowiliśmy znaleźć fajne miejsce do noclegu na dziko. Około 20 km przed miastem zjechaliśmy w boczną drogę i tam właśnie przenocowaliśmy. Było tak gorąco że nawet nie chciało nam się rozbijać namiotu więc wybraliśmy nocleg na świeżym powietrzu podziwiając w nocy niebo pełne gwiazd. Nocleg bardzo nam się podobał i nigdy go nie zapomnimy.
Opłaty: brak
9 dzień - 30 czerwiec 2008 roku
Zwiedzanie Marakeszu i przejazd przez góry Atlasu Wysokiego.
TRASA: Przed Marakeszem - Marakesz - Przełęcz Tizi n'Tichka (góry Atlas) - Ait Benhaddou - Tazentout
Wyjazd o godz: 7:10. Dojazd na godz: 16:00. Odległość: 217 km.
Po przybyciu do Marakeszu oddalonego od naszego miejsca do biwakowania o 20 km przystąpiliśmy do zwiedzania miasta. Marakesz jak pisze przewodnik to drugie po Fezie zabytkowe miasto Maroka które zachwyca pięknym starym miastem i wielkim meczetem. Sam wjazd do miasta nie jest utrudniony ale miasto robi wrażenie bardzo nowoczesnego. Zaparkowaliśmy na jednej z uliczek niedaleko wielkiego meczetu i zaczęliśmy zwiedzanie starego miasta. Jest co podziwiać bo w starym mieście jest piękny plac Dżemaa el-Fna oraz wspaniałe boczne uliczki gdzie się zatrzymał czas. Na placu skosztowaliśmy napoju ze świeżych pomarańczy który smakował wyśmienicie. Potem spacerowaliśmy po uliczkach starówki które przypominają uliczki znane nam z Fezu. Zwiedziliśmy także meczet Kutubijja z zewnątrz bo wnętrza nie mogą zwiedzać turyści ponieważ w Maroku jest to zabronione. Po pozytywnych wrażeniach ze zwiedzania miasta pojechaliśmy w góry Atlas. Planowaliśmy przejechać przez przełęcz Tizi n'Tichka która leży na wysokości 2260 m i jest najwyższą w Maroku. Sam przejazd przez góry jest niesamowity i obfitujący w widoki których chyba nigdy nie zapomnimy. Asfalt na całej drodze jest wyśmienity. Po dotarciu na przełęcz sprzedawca przywitał nas polskim akcentem "Dzień dobry Polonia" bo tylko tyle umiał po polsku i zaprosił nas do siebie. Oprócz herbatki miętowej którą nas poczęstował opowiadał nam dużo o swojej rodzinie i o tym jak żyje. Kupiliśmy u niego szlachetne kamienie które pochodzą z gór i po krótkim odpoczynku i zrobieniu paru zdjęć pojechaliśmy z przełęczy w stronę pustyni Sahary. Dalszy ciąg drogi jest po prostu wspaniały a widoki jakby wzięte z księżyca.Tu już się zaczyna pustynia, ale nie piaszczysta lecz kamienista. Jest to prawie zupełne pustkowie z księżycowymi krajobrazami. Gdzieniegdzie porozrzucane są wioski z gajami palmowymi a rzeki są zupełnie wyschnięte. Za miejscowością Ar Benhaddpu obok drogi głównej znaleźliśmy fany i tani camping. Nie było na nim turystów a warunki były bardzo dobre. Po rozbiciu namiotu zostaliśmy zaproszeni przez właściciela campingu do jego mieszkania. Tam długa pogawędka na różne tematy i oczywiście herbatka miętowa. Dowiedzieliśmy się od właściciela campingu że w tej miejscowości nagrywali film "Jezus z Nazaretu". W tym celu została przebudowana cała wioska na potrzeby filmu. Mieliśmy się tam wybrać wieczorem ale przydarzyła nam się przykra niespodzianka. Nasz autobox został uszkodzony przez wiatr. Właściciel campingu wyjaśnił nam że na pustyni tak bywa że jest zupełna cisza a nagle przychodzi mocny wiatr który może takie rzeczy uszkodzić. Autobox jest zrobiony z plastiku i wiatr wyrwał zawiasy. Na szczęście udało nam się wszystko naprawić u miejscowego rzemieślnika. Oczywiście nie obyło się bez atrakcji, zbiegowiska ludzi i zaproszenia na herbatkę miętową. To bardzo sympatyczni ludzie których nigdy nie zapomnimy.
Opłaty: parking Marakesz - 5 Dr = 1,5 zł, camping Tissa - 50 Dr = 15 zł za dwa namioty i 4 osoby.
10 dzień - 1 lipiec 2008 roku
Dojazd do pustyni Sahary.
TRASA: Tazentout - Warzazad - Agdz (N9) - Tazzarine (R108) - Alnif - Merzouga
Wyjazd o godz: 8:20. Dojazd na godz: 15:30. Odległość: 393 km.
Na ten dzień zaplanowaliśmy dojazd do pustyni Sahary. Jak pisze przewodnik to najpiękniejsze miejsce w Maroku a droga w kierunku pustyni jest niesamowita. Mijamy kilka wiosek a krajobrazy są po prostu cudowne. Merzouga w której możemy podziwiać najwspanialsze wydmy Maroka leży na pustyni piaszczystej i jest to bardzo małe miasteczko. Nie znajdziemy tam ani stacji benzynowej ani wielu sklepów. Dojeżdżając do miejscowości z daleka widać wydmy i drogowskazy które co jakiś czas kierują nas do hoteli drogą bitą. Najbardziej obawialiśmy się tego czy znajdziemy tam camping. W przewodniku na ten temat nie było żadnej informacji a na miejscu okazało się że jest co najmniej kilkanaście campingów. Przeważnie są one usytuowane na przydomowych podwórkach. Wybraliśmy jeden z nich który miał bardzo ładne położenie ze względu na bliskość wydm i czyste sanitariaty. Niemal od razu wybraliśmy się na zwiedzanie wydm Erg Szebi które od campingu dzielił tylko płot. Widoki bardzo nas zachwyciły ponieważ nigdy wcześniej nie widzieliśmy pustyni piaszczystej. Po prostu coś pięknego, zachwycającego i niesamowitego. Po powrocie na camping właściciel zaprosił nas na miętową herbatkę i pokazał nam zdjęcia swojej rodziny. Zapytaliśmy go czy byłaby możliwość zorganizowania wyprawy pustynnej na wielbłądach. Odparł że nie ma problemu i postara się załatwić wielbłądy na godz.19:00 tak abyśmy pojechali na podziwianie zachodu słońca. Koszt wyprawy to 100 Dr = 31 zł od osoby. Zgodziliśmy się ale wyprawa nie doszła do skutku ponieważ po godz.18 zaczął padać deszcz a potem nadeszła burza piaskowa. To kolejna niespodzianka którą przeżyliśmy na pustyni. Potem zrobiła się pogoda ale było już po zachodzie słońca i właściciel campingu zaproponował że możemy wyprawę przełożyć na jutrzejszy dzień w celu podziwiania wschodu słońca. Tak też sami zdecydowaliśmy i umówiliśmy się na godz. 5:00. Noc na pustyni pod namiotem była dla nas niezapomnianym przeżyciem.
Opłaty: camping Merzouga - 100 Dr = 31 zł za dwa namioty i 4 osoby.
GPS Camping Merzouga (Merzouga) N 31 05'56.00" W 04 00'19.06"
11 dzień - 2 lipiec 2008 roku
Wyprawa wielbłądami na Saharę a następnie przejazd obok Algerii nad morze śródziemne.
TRASA: Merzouga - Erfoud - Errochidia - Boudnib - Bu Affa - Oujda - Saidia.
Wyjazd o godz: 8:00. Dojazd na godz: 19:00. Odległość: 697 km.
Wstaliśmy o godz. 4:40 i przygotowaliśmy się do wyprawy pustynnej. O godz. 5:20 wyruszyliśmy na wielbłądach w podróż po pustyni. Jechaliśmy około 40 minut podziwiając wydmy Erg Szebi. W tej części Maroka wydmy mają 150 m wysokości. Kiedy dotarliśmy pod największą z nich zostawiliśmy wielbłądy i poszliśmy na nią pieszo. Wtedy właśnie zaczęło wschodzić słońce i mieliśmy możliwość podziwiania go w całej okazałości. Widoki są przepiękne i bardzo rozległe. Po zrobieniu paru zdjęć wróciliśmy do naszego przewodnika a następnie na camping. Była to niezapomniana wyprawa a pustynia pozostanie na zawsze w naszej pamięci. Po spakowaniu bagaży pojechaliśmy w dalszą drogą. W miejscowości Erfout spotkała nas miła niespodzianka tym razem na stacji benzynowej. Pracownik po zatankowaniu paliwa poczęstował nas herbatką miętową i poprosił nas abyśmy się wpisali do książki pamiątkowej. To bardzo miły gest który długo jeszcze wspominaliśmy. Dalszy ciąg drogi nie był nam znany ponieważ planowaliśmy wrócić przez góry Atlas albo długą trasą przez pustynię obok granicy z Algerią. Ostatecznie wybraliśmy ten drugi wariant. To długa ale wspaniała trasa. Droga niemal idealnie prosta i prawie nikt nią nie jeździ. Można jechać ponad 100 km/h a gdy się zobaczy samochód jadący z naprzeciwka to trzeba długo czekać zanim się z nim spotkamy. Nawierzchnia jest idealna a tereny zupełnie dzikie. Tylko gdzieniegdzie są małe osady a obok drogi widać dużo dzikich wielbłądów. Nad morze śródziemne dojechaliśmy na godz. 19:00 i rozbiliśmy się na campingu w miejscowości Saidia. To piękna nadmorska miejscowość ale camping niezbyt przyjemny. Dużo mieszka na nim uchodźców algierskich a w morzu kąpią się głównie mężczyźni. Planowaliśmy zostać tu tylko na jedną noc. Po rozbiciu namiotów zrobiliśmy sobie krótką wycieczkę nad morze i do miasta. W miasteczku można tanio coś zjeść. Skusiliśmy się na wielki obiad z owoców morza, zestawu surówek i napojów a za całość na 4 osoby zapłaciliśmy 22 €. Smakowało wyśmienicie a na koniec kelner poczęstował nas miętową herbatką, a już straciliśmy nadzieję że będziemy jeszcze w Maroku pili tą wspaniałą herbatkę.
Opłaty: wyprawa pustynnna na wielbłądach - 100 Dr = 31 zł od osoby za 2h, camping I'Amazone - 95 Dr = 29 zł za dwa namioty i 4 osoby.
GPS Camping I'Amazone (Saidia) N 35 05'03.00" W 02 13'08.00"
12 dzień - 3 lipiec 2008 roku
Przejazd przez Góry Rif.
TRASA: Saidia - Nador - Al. Hocjema - Targuist - Chefchauen - Tetouar - Martil
Wyjazd o godz: 8:00. Dojazd na godz: 19:30. Odległość: 505 km.
Z miejscowości Saidia udaliśmy się w Góry Rif. Leżą one na północy Maroka nad wybrzeżem morza śródziemnego. Nie są tak dzikie i wysokie jak góry Atlas ale za to są bardziej zielone. Przejazd górami Rif obfitował we wspaniałe widoki. Trasa jest dosyć męcząca bo prawie cały czas jedziemy przez góry. Po drodze mijamy dużo wiosek w których odbywają się suki czyli targi. Do miejscowości Martil dojechaliśmy późno bo na godz. 19:30 i zameldowaliśmy się na dosyć fajnym campingu nad morzem. Zaraz po rozbiciu namiotów udaliśmy się na zwiedzanie miasteczka. Miejscowość ta jest bardzo nowoczesnym miastem i nie przypomina nam marokańskich miast lecz wygląda jak typowo europejskie miasto. Jest bardzo zadbana i wybudowana pod turystów. W jednej z nadmorskich restauracji zjedliśmy pizzę a następnie udaliśmy się na zwiedzanie sklepów. Ceny jak na naszą kieszeń są bardzo przystępne i za 10 € można kupić bardzo eleganckie buty oraz wszelkiego rodzaju firmowe adidasy. To naprawdę niewiele a sprzedawcy są bardzo uprzejmi. Chociaż miasteczko jest bardzo przyjemne to jednak trochę zatęskniliśmy za południowym Marokiem które zdecydowanie bardziej nam przypadło do gustu.
Opłaty: camping Al Boustane - 14 € = 47 zł za dwa namioty i 4 osoby.
GPS Camping Al Boustane (Martil) N 35 37'44.10" W 05 16'39.80"
13 dzień - 4 lipiec 2008 roku
Przejazd do Ceuty i przeprawa promem do Europy.
TRASA: Martil - Ceuta - Prom do Algeciras - Gibraltar - Torremolinos (Hiszpania)
Wyjazd o godz: 8:40. Dojazd na godz: 19:30. Odległość: 209 km.
Z miejscowości Martill do Ceuty jest około 40 km więc tą odległość pokonaliśmy w kilkanaście minut. Ceuta to Hiszpańskie miasto położone w Afryce. Oczywiście najpierw trzeba przejść odprawę paszportową. Jak zwykle przed granicą jest pełno naciągaczy którzy za drobną opłatą wypełnią nam karteczki. Mieliśmy już w tym wprawę więc nie skorzystaliśmy z ich pomocy. Odprawa przebiega bez większych problemów i już po paru minutach byliśmy w Ceucie. Pierwszą rzeczą którą należy tam zrobić to zatankować paliwo które jest tańsze niż w Hiszpanii i kosztuje 0,97 € = 3,30 zł za litr. Po wjeździe do miasta zaparkowaliśmy na podziemnym parkingu i wybraliśmy się na mały spacer. Ceuta jest bardzo ładna i w dodatku nowoczesna. Ceny dla nas nie są takie niskie więc po krótkim spacerze wróciliśmy do portu. Tam też na miejscu można kupić bilety na prom. Za nas wszystkich i samochód na linię Acciona zapłaciliśmy 263 € = 894 zł co na jedną osobę daje nam po 223 zł. Cena trochę niższa jak z Algeciras do Tangeru ale płynie się nieco krócej. Po dotarciu do portu w Algeciras pojechaliśmy zwiedzać Gibraltar. Do tego angielskiego państwa jest około 40 km. Zdziwieni byliśmy że są tam granice. Gibraltar nie jest duży i ma bardzo wąskie uliczki. Planowaliśmy wyjazd na skałę która jest wizytówką Gibraltaru ale mocno wiało i kolejka była nieczynna. Ostatecznie objechaliśmy Gibraltar dookoła. Zatrzymaliśmy się na chwilę na najbardziej wysuniętym cyplu europy skąd widać Afrykę. Wyjeżdżając z tego państewka napotkaliśmy na bardzo długą kolejkę na granicy i staliśmy w niej ponad 1 godzinę. Trochę żałowaliśmy że skusiliśmy się na zwiedzanie Gibraltaru ze względu na te problemy. Następnie pojechaliśmy do nadmorskiej miejscowości Torremolinos gdzie planowaliśmy na campingu spędzić 2 noce.
Opłaty: prom z Ceuty do Algeciras - 263 € = 894 zł (3 osoby dorosłe + dziecko + samochód co daje 233 zł na osobę), camping Torremolinos - 36,9 € = 125 zł za dwa namioty i 4 osoby.
GPS Camping Torremolios (Torremolios) N 36 38'48.10" W 04 29'18.70"
14 dzień - 5 lipiec 2008 roku
Dzień spędzony na tym samym campingu.
TRASA: Torremolinos (Hiszpania)
Odległość: 0 km.
Camping w miejscowości Torremolinos jest bardzo komfortowy ale jego wielką wadą jest to że plaża oddalona jest o około 2 km i trzeba było iść pieszo 15 minut. Plaża ładna ale ludzi było na niej bardzo dużo. Oprócz leniuchowania na plaży umyliśmy z piasku pustynnego samochód na stacji benzynowej a po południu spacerowaliśmy po mieście.
Ceny w sklepie: Chamburger 3 € = 10 zł , Lody Algida 2 € = 6,8 zł.
Opłaty: camping Torremolinos - 36,9 € = 125 zł.
GPS Camping Torremolinos (Torremolios) N 36 38'48.10" W 04 29'18.70"
15 dzień - 6 lipiec 2008 roku
Zwiedzanie Cordoby.
TRASA: Torremolinos - Malaga - Cordoba - Lucena - Archidona - Granada - Motril - Roquetas de Mar
Wyjazd o godz: 8:10. Dojazd na godz: 18:20. Odległość: 552 km.
Cordoba, jak pisze przewodnik to jedno z najpiękniejszych miast Hiszpanii położone 166 km na północ od naszego campingu. Nie było nam po drodze ale koniecznie chcieliśmy ją zwiedzić. Dojazd jest dosyć dobry ponieważ do Cordoby prowadzi autostrada i to w dodatku bezpłatna. Wjazd do miasta jest prosty i nie trzeba jechać przez całe miasto. Ruch był mały bo trafiliśmy na niedzielę a ulice były zupełnie puste. Zaparkowaliśmy niedaleko starego miasta w bocznej ulicy. Do starówki prowadzi wspaniały zabytkowy most. Najpierw zwiedzaliśmy meczet który został przebudowany na katedrę. Jak pisze przewodnik meczet jest uznawany za najwspanialszy na świecie. Faktycznie robi duże wrażenie. O godz. 10:00 odbywała się tam msza św. w której to uczestniczyliśmy. Po krótkim spacerze po starówce zwiedziliśmy jeszcze muzeum Alcazar (zamek królów). Jest to wyjątkowe miejsce a największe wrażenie robi ogród botaniczny. Cordoba jest bardzo ładnym miastem i cieszymy się że ją zwiedziliśmy. Po powrocie do samochodu udaliśmy się w dalszą podróż tym razem do Granady która jest położona u stóp gór Sierra Nevada. Podjechaliśmy pod starożytną osadę Alhambra która jest największą atrakcją Granady ale zrezygnowaliśmy z jej zwiedzania. Wstęp kosztował dosyć dużo a już była godz. 17 i nie warto było tam wchodzić na chwilę. Ostatecznie pojechaliśmy nad morze do miejscowości Roquetas De Mar i tam rozbiliśmy nasze namioty na campingu.
Opłaty: muzeum Alcazar - 4 € od osoby, camping Roquetas - 33,6 € = 114 zł za dwa namioty i 4 osoby.
GPS Camping Roquetas (Roquetas De Mar) N 36 47'52.10" W 02 35'27.50"
16 dzień - 7 lipiec 2008 roku
Zwiedzanie Texas Hollywood.
TRASA: Roquetas de Mar - Almeria - Tabernas - Sorbas - Lorca - Murcha - Alacant - Benidrom
Wyjazd o godz: 8:00. Dojazd na godz: 17:40. Odległość: 375 km.
W jednym z turystycznych czasopism wyczytaliśmy że niedaleko miejscowości Tabernas znajduje się trzy miasteczka zbudowane na potrzeby filmu w których w latach 70 nagrywali westerny. Wybraliśmy jedno z nich czyli Texas Hollywood. W pierwszej chwili miejsce to nie robi tak dużego wrażenia jakby mogło się wydawać. Budynki są bardzo zniszczone a większość z nich to atrapy. W najlepszym stanie jest saloon w którym można coś zjeść i wypić. Co jakiś czas jeżdżą na koniach kowboje a w samo południe możemy oglądnąć wspaniałe przedstawienie łącznie z tańcem kankana i wielką strzelaniną. Było na co popatrzeć i stwierdziliśmy że warto wydać te pieniądze. Texas Hoolywood na pewno nie zapomnimy. Po zwiedzeniu tego co tylko możliwe pojechaliśmy dalej wybrzeżem morza śródziemnego do miasta Benidrom. Nie mogliśmy znaleźć campingu ponieważ w Hiszpanii są bardzo kiepskie oznaczenia. Po kilku minutach szukania trafiliśmy na camping. Położony był na obrzeżach miasta z dala od morza a jego wielką zaletą był piękny basen. Jego wada to najwyższa jak dotychczas cena. Popołudnie spedziliśmy na basenie oraz na plaży która znajduje się w mieście a widoki psują wieżowce. Za takimi miejscami nie przepadamy.
Opłaty: wstęp do Texas Hollywood - 16,5 € dorośli i 9,5 € dzieci, camping Villasol - 41,95 € = 142 zł za dwa namiot i 4 os.
GPS Camping Villasol (Benidrom) N 38 32'41.20" W 00 06'24.40"
17 dzień - 8 lipiec 2008 roku
Przejazd wybrzeżem w stronę Barcelony.
TRASA: Benidrom - Valencia (A7) - Castello (N340) - Torredembarra (N340)
Wyjazd o godz: 9:00. Dojazd na godz: 15:00. Odległość: 430 km.
W ten dzień naszej wyprawy nie planowaliśmy nic zwiedzać. Chcieliśmy przejechać wybrzeżem jak najbliżej Barcelony. Ten odcinek wybrzeża nie jest malowniczy a krajobrazy psują tunele foliowe których są tam setki. Na camping przyjechaliśmy dosyć wcześnie bo na godz.15:00 i chcieliśmy trochę odpocząć. Cena za nocleg 41,53 € = 141 zł. To wysoka cena zważywszy na kiepskie położenie tych campingów. Popołudnie spędziliśmy na plaży.
Opłaty: camping Torredembarra - 41,53 € = 141 zł za dwa namioty i 4 osoby.
18 dzień - 9 lipiec 2008 roku
Zwiedzanie Barcelony i przejazd do Francji.
TRASA: Torredembarra - Barcelona (N340) - Girona (A7) - Perpignan (Francja) - Beziers - Agde - Sete - Frontignan
Wyjazd o godz: 8:40. Dojazd na godz: 18:40. Odległość: 428 km.
Planując podróż do Hiszpanii najbardziej chcieliśmy zwiedzić Barcelonę i tak planowaliśmy wycieczkę aby jej nie ominąć. Wjazd do samego miasta nie jest łatwy ponieważ Barcelona jest bardzo duża. Kierowaliśmy się na centrum i tam też zaparkowaliśmy na podziemnym parkingu. Miasto zwiedzaliśmy pieszo. Największą atrakcją Barcelny jest bez wątpienia Katedra Sagrada Familia, dzieło Antoniego Gaudiego. Jak pisze przewodnik jest ona ukończona dopiero w 50 %. Z zewnątrz prezentuje się przepięknie ale we wnętrzu niewiele co jest do oglądania. Wstęp kosztuje dosyć dużo a w środku nie ma ołtarza a większość kościoła wypełnione jest rusztowaniami. W podpiwniczeniu znajduje się muzeum poświęcone budowie katedry i nic poza tym nie ma. Z zewnątrz katedra bardzo nam się podobała. Po zwiedzeniu katedry udaliśmy się na dalsze zwiedzanie miasta. Zwiedziliśmy Parc de la Ciutadella, Łuk Tryumfalny, Plac Glories oraz starówkę. Na zwiedzanie Barcelony przeznaczyliśmy kilka godzin chociaż było by co tam robić przez kilka dni. Po zakończeniu zwiedzania udaliśmy się w kierunku Francji a na nocleg zatrzymaliśmy się w małej miejscowości Frontignan tuż za Sete. Miejsce to jest nam doskonale znane ponieważ 2 razy tam już nocowaliśmy podczas naszych wypraw. Camping jest położony w spokojnym miejscu, blisko morza i w dodatku jest tani. W Hiszpanii przyzwyczailiśmy się do płacenia za campingi nawet po 41 € z dala od morza a na tym campingu nocleg kosztował zaledwie 16,6 € i jest w dodatku położony w atrakcyjnym miejscu dosłownie kilka metrów od plaży.
Opłaty: parking Barcelona - 9,38 € = 31 zł, wstęp do Katedry Sagrada Familia - 10 € dorośli i 8 € dzieci, wszystkie autostrady w sumie - 21,96 € = 74 zł, camping Mediterranee - 16,6 € = 56 zł za dwa namioty i 4 os.
GPS Camping Mediterranee (Frontigan) N 43 25'46.30" E 03 45'35.30"
19 dzień - 10 lipiec 2008 roku
Zwiedzanie wiaduktu w miejscowości Millau.
TRASA: Frontignan - Montpellier - Millau - Clermont - Rion - Digon - Chalon - Dole - Orchamps
Wyjazd o godz: 9:00. Dojazd na godz: 18:00. Odległość: 671 km.
Kolejnym przystankiem naszej wycieczki miała być miejscowość Millau we Francji. Nad doliną w której leży ta miejscowość znajduje się jeden z największych wiaduktów w Europie. Ma 2460 metrów długości a najwyższy filar ma 341 m wysokości. To najwyższa tego typu konstrukcja w europie. Przejazd wiaduktem jest płatny a po przejechaniu można się zatrzymać na specjalnym parkingu gdzie znajduje się muzeum budowy wiaduktu. Można również podejść na miejsce widokowe z którego widać cały wiadukt i dolinę. Widoki są wspaniałe a wiadukt robi wrażenie. Po krótkim odpoczynku udaliśmy się w środkową a następnie wschodnią cześć Francji. Na nocleg zatrzymaliśmy sie w malutkiej miejscowości Orchamps położonej niedaleko granicy Niemieckiej. Bardzo mały camping znajduje sie przy rzece i nawet nie jest ogrodzony. Nie było też na nim właściciela ale napisy informowały aby sie rozbić a zapłacić można rano. Po rozbiciu namiotów przyjechała właścicielka campingu. Camping wyposażony jest w sanitariaty z ciepłą wodą i są na nim bardzo dobre warunki do nocowania. To bardzo fajne i tanie miejsce na nocleg.
Oplaty: wiadukt Millan - 7,4 € = 25 zł, camping Municipal - 10,5 € = 35 zł za dwa namioty i 4 osoby.
GPS Camping Municipal (Orchamps) N 47 08'47.30" E 05 39'10.60"
20 dzień - 11 lipiec 2008 roku
Przejazd nad Jezioro Bodeńskie i do Bawarii.
TRASA: Orchamps - Besancom - Belfort - Molhouse - Freiburg - Friedrichshafen - Kempten - Fussen - Munchen - Wolnzach - 40 km przed Regensburg
Wyjazd o godz: 8:00. Dojazd na godz: 22:00. Odległość: 726 km.
Od domu dzieliła nas odległość około 1200 km. To nie jest dużo zważywszy na to że przez całą drogę mamy autostrady. Korzystając z jednego dnia który mieliśmy w zapasie planowaliśmy przejechać koło Jeziora Bodeńskiego oraz zwiedzić Bawarię. Tych miejsc nie mieliśmy możliwości jeszcze zobaczyć. Do Jeziora Bodeńskiego dotarliśmy na godz.14 ale niezbyt nam się podobało i postanowiliśmy zatrzymać się tam tylko na kilka minut. Po krótkim odpoczynku pojechaliśmy do Bawarii. To bardzo ładny rejon Niemiec który jest piękny ze względu na wspaniałe Alpejskie krajobrazy. Podjechaliśmy do miejscowości Fussen gdzie znajduje sie zamek Neuschwanstein króla Ludwika II. Dotarliśmy tam późno bo po godz.17 ale udało nam sie kupić bilety na ostatnie wejście na godz. 18. Parking przed zamkiem jest płatny a w pobliżu znajdują się kasy biletowe, sklepy i restauracje. Od kas biletowych do zamku prowadzi droga którą idzie się pieszo około 20 minut. Co ciekawe przewodnik tylko oprowadza po zamku ale nic nie opowiada. Każdy turysta dostaje specjalne urządzenie które się przykłada do ucha i można słuchać komentarza w swoim języku. Mieliśmy odsłuch w języku polskim. Zamek jest niesamowity i utrzymany w stanie idealnym bo jest zamkiem dosyć młodym z XIX wieku. Bardzo byliśmy zadowoleni ze zwiedzania zamku który zrobił na nas ogromne wrażenie. Zamek ten jest prezentowany na wielu pocztówkach jak również nagrywano w nim filmy Disneya. Po zwiedzeniu zamku chcieliśmy się rozbić na campingu w miejscowości Fussen ale nie był tani a w dodatku nadciągała burza. Pojechaliśmy dalej w stronę Monachium sądząc że deszcz i burza miną. Tak się nie stało i bez przerwy padało. Około godz. 22 zatrzymaliśmy się na nocleg na parkingu przy autostradzie 40 km przed miejscowością Regensburg i tam po rozbiciu namiotów spędziliśmy noc.
Opłaty: parking przed zamkiem w Fussen - 3,5 € = 12 zł, wstęp do zamku - 11,5 € = 29 zł od osoby.
21 dzień - 12 lipiec 2008 roku
Powrót do domu przez Czechy.
TRASA: Regensburg - Plzen - Praga - Brno - Olmouc - Cieszyn - Bielsko Biała - Myślenice - Pcim
Wyjazd o godz: 7:00. Dojazd na godz: 16:45. Odległość: 812 km.
Przeważnie wracaliśmy do domu z naszych wypraw przez Austrię lub Słowację. Tym razem zaplanowaliśmy że wrócimy przez Czechy. Autostrady w Czechach jednak nie są tak dobre jak te we Francji czy Niemczech ale nie było dużego ruchu więc jechało się dobrze. Przed Pragą zatrzymała nas policja i skontrolowała naszą winietę. Po drodze cały czas wspominaliśmy naszą niesamowitą wyprawę.
Opłaty: winieta na czeskie autostrady - 220 Sk = 35 zł.
PODSUMOWANIE WYCIECZKI
Czas trwania wycieczki - 21 dni.
Cała trasa - 11 436 km.
Całkowity koszt wycieczki (4 osoby) - 2764 € = 9400 zł.
Koszt na jedną osobę - 691 € = 2350 zł.
Kurs Euro - 3,40 zł ( bardzo niski )
Kurs Dirhamy Marokańskiej - 0,31 zł.
Kiedy naszych przyjaciół i znajomych informowaliśmy że w 2008 roku wybieramy się do Maroka zazwyczaj odpowiadali nam że po co tam jechać jak to taki niebezpieczny kraj pełen terrorystów i złych ludzi. Tak to już bywa że my Polacy wszystko wiemy najlepiej. Nie czytamy książek, przewodników, nie oglądamy programów turystycznych i nie podróżujemy ale nasza cecha to doradzać innym i udawać że wszystko wiemy najlepiej. Na szczęście informacje te były zupełnie nieprawdziwe. Marokańczycy to bardzo uprzejmi i sympatyczni ludzie i trzeba otwarcie powiedzieć że takich ludzi w Europie się nie spotyka. W czasie tej wycieczki byliśmy przez wiele osób zapraszani do ich domów na herbatkę miętową oraz na bardzo miłą pogawędkę. Maroko należy do najpiękniejszych krajów które dotychczas odwiedziliśmy. Północne rejony kraju są dosyć bogate i przypominają Europę natomiast południe kraju jest biedniejsze. Pomimo tego serdeczność ludzi jest ogromna. Takie miasta jak Fez czy Marakesz należą do najpiękniejszych. Przeprawa przez góry Rif i Atlas pozostanie na zawsze w naszej pamięci a wyprawa na Saharę była cudownym przeżyciem. Połączenie Maroka ze zwiedzaniem Hiszpanii i Portugalii to dobry pomysł chociaż trzeba trochę nadłożyć kilometrów. W Hiszpanii najbardziej nam się podobało Santiago de Compostela. To przepiękne sanktuarium które nawet jest ładniejsze od portugalskiej Fatimy. Hiszpańskie miasta San Sebastian, Santander, Cordoba, Granada, Barcelona zrobiły na nas również pozytywne wrażenie. Wizyta w Texas Hollywod gdzie nakręcono wiele filmów też bardzo nam się podobała. Zwiedzanie po drodze francuskiego wiaduktu Milau czy zamku w Bawarii było kolejną atrakcją i uzupełnieniem naszej wycieczki. Wielu ludzi jednak przeraża odległość prawie 11 500 km którą to przebyliśmy. Nie jest to mała odległość ale zdecydowanie do zrobienia. Większość trasy przebyliśmy autostradami a w Maroku drogi są na tak wysokim poziomie że wieloma jednopasmowymi drogami można jechać bez problemu ponad 100 km/h. Nasz nowy samochód spisał się doskonale a do zalety jaką jest klimatyzacja zdążyliśmy się już przyzwyczaić. Trzeba otwarcie powiedzieć że bez klimatyzacji byłoby trudno i warto na nią wydać każde pieniądze. Koszty wycieczki na 4 osoby zamknęły się w sumie 9400 zł. Niektórzy powiedzą że to dużo ale tak nie jest. Przecież koszt samego paliwa to ponad 4000 zł. Dochodzą opłaty za autostrady, noclegi, parkingi czy prom. Ktoś zapytał mnie czy nie lepiej do Maroka polecieć samolotem. Może wygodniej ale na pewno dużo drożej. Podobną wycieczkę organizuje jedno z biur podróży. W programie ma przelot z Polski na południe Hiszpanii a następnie podstawiany jest autokar którym przeprawiamy się do Maroka a tam autokar obwozi nas po kraju. Wycieczka trwa 10 dni a w programie nie ma zwiedzania gór Atlas ani pustyni Sahary ! Dodatkowo za wstępy trzeba płacić samemu. Cena wycieczki od 1 osoby to 6300 zł ! Nasza wycieczka w całości kosztowała 9400 zł i zwiedziliśmy Maroko, Hiszpanię, Portugalię i częściowo Francję oraz Niemcy a przecież uczestników wycieczki było czterech ! Wycieczka była zorganizowana na wysokim poziomie. Z porozumieniem się nie mieliśmy absolutnie żadnych problemów bo prawie każdy w Europie i w Afryce mówi po angielsku. Drogi tak jak pisałem w Maroku są bardzo dobre a campingów jest tam dużo. W Hiszpanii z campingami jest już trudniej bo wiele z nich jest położonych z dala od plaży i czasami trudno je znaleźć. Ceny w Hiszpanii są dosyć wysokie a w Maroku nieco niższe od naszych. Z wycieczki tej jesteśmy bardzo zadowoleni i już zdecydowaliśmy że za kilka lat musimy tam wrócić bogatsi w jeszcze większe doświadczenia.